niedziela, 17 lipca 2011

Tymczasem w Warszawie..

Znowu odpuściłem sobie pisanie. I znowu będę obiecywał sobie i Wam, że będę pisał. Zobaczymy co to będzie - ostatnio często jestem zbyt zmęczony na pisanie ...

'Zastanawiał się pan kiedyś, jaka nas wszystkich spotka kara, za nasze złe uczynki...'

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Problemy techniczne.

SUN:0031AM

Trochę się działo, w tak zwanym międzyczasie.. Na chwilę zniknąłem z eteru, żeby teraz wrócić..  Myślałem długo czy mam dalej pisać tego bloga, czy kogokolwiek zainteresują te historię, oklepane schematy. Ale ktoś mi powiedział, kiedyś - żeby się nie poddawać tak szybko i nie kończyć, bo go wkurwia jak zaczyna interesującego bloga czytać i zaraz, ten autor jebany, egoista napalony na blogi, co on sobie myśli, że kończy pisać ucinając follow up'y. Dzisiaj, nie będzie historii z życia - zapewnię Was tylko, że jestem i będę - i, że postaram się bywać tu częściej i zostawiać coś od siebie. 

Wiśnia w czekoladzie się pojawiła, to jej zadedykuje ten wpis. W jednym mieście żyjemy to i pewnie czuje poczuła się jak ja, dzisiaj. 

Zajechało ostro wiosną. 

Ja jestem motocyklistą, co wielokrotnie spotęgowało moje czucie przebiśniegów pokazujących łby, więc pomyślałem sobie 'zimo wypierdalaj ale już'.. Ale hola hola, Omena w telewizji mówi, że najpóźniej w piątek znowu dojebie śniegu po pachy i przymrozi na przełęczy.. Więc popatrzyłem smutno na motocykl w garażu i pomyślałem, że jego czas jeszcze nadejdzie. Nienawidzę zimy i wkurwia mnie ta propaganda, że na górkę szczęśliwicką, że w góry, że zajebiście jest na desce sobie pojeździć a pod pałacem lodowisko stworzyli dla tych dzieciaków spragnionych lodowisk w mieście.

no właśnie dotarłem do meritum, że jak jest zima, to mi się nic nie chce, nawet pisać, bo mam dużo pracy, a jak wracam do domu to trzymam się z daleka od komputera.

see u soon.

http://www.deepmix.ru/

poniedziałek, 6 grudnia 2010

don't forget the streets, don't forget the struggle..

Kiedy wychodzisz z pracy zauważasz, że w piątek już od około 17 nakręca się spirala, która hamuje dopiero w poniedziałek rano - tak to wygląda w branży. Ci w szykownych gajerkach, złotówy, prostytutki, dealerzy, dj'e, alfonsi i cała reszta, która korzysta nawzajem ze swoich usług.. Wypełzają na ulice, schodzą się do klubów, wynajmują pokoje hotelowe - chcą zeżreć wisienkę z czubka tortu. Jedni pojawiają się tu żeby zarobić, inni żeby wydać swój ciężko lub mnie zarobiony bilon...

Wtedy miasto przypomina mi kopiec mrówek, gdyby spojrzeć na to z góry.

Ty gnijesz przed telewizorem popijając browar i myślisz, że taki świat i przedstawianie rzeczywistości to tylko wymysł amerykańskiej kinematografii, że to się nie dzieje naprawdę. W tym samym czasie w Warszawie prężnie działa biznes, który wyciąga z ciepłych mieszkanek tysiące ludzi. Lgną jak muchy do lepu, przeświadczone faktem, że taki live style jest dzisiaj modny a za modą się przecież podąża.

Któraś z tych studentek daje dupy za hajs, heleniarz właśnie wali złoty strzał, bezdomny na centralnym zsuwa się z ławki upojony do nieprzytomności jakimś najtańszym mózgojebem. 350 metrów dalej w ekskluzywnym klubie, trzy kobiety są polewane szampanem z butelki za 750$, a nadziany dyrektor wciąga z ich cycków czystej jakości koke...

Ten los.. Los to nie żarty, los bywa twardy...
Raz jest zielone a raz czerwony światło...
Los jest bezwzględny... Gra odkrytą kartą

Jestem częścią tego procederu, ulica daje mi zdecydowanie więcej niż moja biurowa odskocznia. I widząc te same mordy co tydzień, którym zależy tylko na szybkim sięgnięciu parteru, wyruchaniu jakiejś świni i zapchanie dziur w nosie proszkiem, coraz częściej robi mi się niedobrze...

Ale nikt nie powiedział, że siedzę w tym dla przyjemności...

piątek, 3 grudnia 2010

the way you live.

 MON:0244PM

Siedzę, stukam w klawisze, czytam jakieś bzdury w międzyczasie. Dość duże biuro, open space. Korporacja. Branża IT. Codziennie te same mordy, rutyna, wyścig szczurów - niewiele sympatii i głębszego sensu w pracy, która nie przynosi zbyt wiele, oprócz pozorów. Pieniądze średnie, zadowolenia brak. Słuchawki dudnią mi w uszach, odcinam się często od odgłosów z zewnątrz, mogę się skupić i robić swoje. Czasem się śmieje sam z siebie, że jak wychodzę to powinienem karte podbić, nic nie mówiąc, jak górnik w kopalni, który wyjeżdża na powierzchnie. Tak właśnie, wychodząc zmienia się u mnie właściwie wszystko, bo zjeżdżając windą na parter, mam już w głowie zupełnie co innego...

Biorąc pod uwagę to jak mało moi współtowarzysze niedoli w biurze, wiedzą o mojej alternatywnej rzeczywistości, zastanawiam się ile ja wiem o nich. Może któraś z tych menagerek daje dupy na lewo i prawo, lubi się oderwać od stereotypu typowej biurwy. Z drugiej strony na codzień wali te nadgodziny tylko po to żeby podlizać szefowej wyższego szczebla, później wraca do domu i ucisza dzieci, które drą niemiłosiernie mordę. Ma chujowego męża i nie jest zadowolona ze swojego życia. Wiekszość tutaj widze w odcieniach szarości. Wyobrażam sobie czasami, co Ci ludzie robią po pracy, jak wygląda ich typowy dzień. Wygląda zdecydowanie inaczej niż mój, tego jestem pewien. Ale nie wszystkich swoją miarą prawda?

Ta praca to chyba taka psychologiczna przykrywka, sam nie wiem po co tu siedzę - przecież moje inne 'zajęcia' przynoszą mi o wiele więcej 'przyjemności' i pieniędzy. Ani specjalnie się tu nie poświęcam, a wciąż mnie tu trzymają i płacą, dają bonusy, premie, organizują imprezy integracyjne (od których swoją drogą przechodzą mnie dreszcze i rzygać się chce na samą myśl). Przodownikiem pracy to raczej nie jestem. Przynajmniej nie w tej branży.

Jest też druga strona medalu. Jestem trybikiem w maszynie, nie wyróżniam się z tłumu, płacę podatki, jeżdże codziennie metrem w to samo miejsce, nie rzucam się w oczy. Z prawnego punktu widzenia, nie ma się do czego przyczepić. Co miesiąc przelew, wpływy na konto, wydatki normalnego, szarego mieszkańca warszawy. Tego chce większość, być kolejnym ogniwem w łańcuchu.

Kiedy wróciłem do Polski po 4 latach spędzonych w US uznałem, że nie dam się doić jak jakiś nieudacznik tylko dlatego, że cała reszta się daje. Zanoszą w zębach tę jałmużne i wypruwaja flaki, żeby wykarmić armie nierobów, ćpunów, chorych, biednych i rządzących. Socjal to zło.

Znalazłem swój własny sposób, żeby trochę ukolorowić rzeczywistość...



art of sin.

SAT:0421PM

- Puknij sztukę..
- Co ? Po co teraz... Wieczorem może, nie mam kurwa weny na spida.
- No wciągnij sztukę - dobre jest.. Później będzie więcej, dzisiaj nie mam hajsu na koko, wiesz ale nie pękaj, oddam Ci, jutro będę miał już... Weź spróbuj, 'szczura' przynajmniej wciągnij bo nie wiem ile wydzwonić tego dla nas i czy dobre, mnie już trochę porobiło, widzisz zresztą. Skale porównawczą będę miał, czaisz - mi już mordę paraliżuje a jeszcze wieczorem Magda wpada, może być dobrze dzisiaj, skręcimy coś razem człowieku....

Unikam ścierwa, bo nie lubię. Źle się czuje od fety, zjazdy mam i delirium. Na drugi dzień zawsze z dupy mi się pot leje od tego gówna...

Alex lubił się nakręcać od wczesnego popołudnia. Kilka zdań na raz wypowiedziane, jednym tchem. Dziury w nosie upierdolone białkiem, widać po nim zresztą, że się nie oszczędza.

Wyjebany, od 48 godzin goni myśli, rzuca się w oczy, jest przećpany ostro, nie chce nawet kończyć tej bomby, która trwa już kilkadziesiąt godzin. Wieczorem znowu melanżowy rollercoaster - dupy w klubach, drinki, wciąganie, palenie, miasto, tanie żarcie rano w fast foodach i zjazdy od tego wszystkiego, które wyeliminują go z obiegu na kolejne 14 godzin.

Wielu tak robi, wielu z nas lubi. Wypalamy resztki naturalnej energii, gonimy za hajsem a później rozpierdalamy na używki, zadowalanie duszy i podkręcanie ciśnienia, w mało naturalny sposób - jakby świat miał się skończyć za chwilę. On teraz zaprogramowany przez miejską dżungle, biega w koło po mieszkaniu, nie potrafi znaleźć sobie miejsca w którym przynajmniej na chwile stanie, zatrzyma się na sekundę, pomyśli.

Sam zresztą tak czasem działam.

Jeśli raz spróbujesz, to nie oczekuj litości. Z takim życiem, jest jak z czystą metą - nie próbuj nawet raz, może się okazać, że Twoja silna wola pozostała mitem, a to wciągnęło Cię jak czarna dziura i nie potrafisz już inaczej, normalnie.

Ja już nie potrafię, ale przynajmniej zrobię z tego sztukę..